Child free zone – czyli restauracje ze strefą tylko dla dorosłych
Na forach internetowych coraz częściej spotkać można wątki z pytaniem: „Gdzie znajdę restaurację ze strefą wolną od dzieci?”. Na zachodzie takie miejsca są bardzo popularne i ograniczają się nie tylko do restauracji. Osoby, które nie przepadają za dziećmi mogą korzystać z basenów, hoteli, plaż czy parków, w których jest wydzielona strefa „child free zone”. W Polsce ciągle jednak jest to temat tabu – z czego to wynika?
Założycielka bloga Child Free Zone uważa, że ludzie, którzy świadomie rezygnują z macierzyństwa są mocno dyskryminowani. Są postrzegani jako skrajni egoiści i pracoholicy, skupieni wyłącznie na sobie.
Doktor Baroline Gatrell z Uniwersytetu w Wielkiej Brytanii przez 6 lat prowadziła badania nad tym zjawiskiem. Przeanalizowała 1400 postów zamieszczonych w internecie i przeprowadziła 120 wywiadów z kobietami. Z badań wynika, że kobiety bezdzietne są również dyskryminowane w pracy. Szefowie postrzegają je jako zimne, dziwne i emocjonalnie ubogie. Nie awansują je na stanowiska kierownicze, ponieważ według nich brakuje im ludzkich odruchów.
Restauracje ze strefą wolną od dzieci nie tylko dla bezdzietnych
Na forum internetowym jednego z polskich portali trafiliśmy na ciekawą wypowiedź mamy dwójki dzieci, która przyznaje, że rozumie niechęć gości restauracji względem dzieci.
– Jetem mamą 2 dzieci (7 i 9 lat) i sama jestem przerażona zachowaniem rodziców z dziećmi w lokalach. Uważam, że jeśli dzieci nie są w stanie zachowywać się normalnie (w miarę cicho) i ładnie jeść, to nie powinny być zabierane do restauracji. Wcale się nie dziwię, że jest to frustrujące. Dla mnie też jest, choć jestem mamą – Mama.
Czytamy też komentarz Foxi_ab, która zwraca uwagę na problem braku tolerancji względem osób chcących zjeść w restauracji ze strefą “child free zone”.
– Ktoś, kto nie posiada dzieci nie musi być zmuszany do ich towarzystwa, tak samo Ci, którzy je chcą, nie mają zabronione posiadać … Nie każdy musi lubić towarzystwo rozwrzeszczanych, małych ludzi…– Foxi_ab
Berlińska kawiarnia „Cafe Niesen”
Przykładem tego, jak ciężko jest utworzyć w lokalu gastronomicznym strefę wolną od dzieci, jest berlińska kawiarnia “Cafe Niesen”. Właściciele kawiarni wydzielili w swoim lokalu salę na zaledwie 10 miejsc, gdzie wstęp mieli tylko dorośli. Miało to być miejsce dla osób, które chcą w spokoju przeczytać gazetę i wypić kawę.
Początkowo spotkało się to z ogromną falą krytyki. Reakcja społeczeństwa była dość zaskakująca dla właścicieli , bo drugie pomieszczenie kawiarni zaadoptowali specjalnie dla potrzeb rodzin z dziećmi (ustawili mniej stolików, aby łatwiej było ustawić wózki dziecięce, w menu zaś proponują sporo dań dla dzieci). Jeden z niemieckich polityków wezwał nawet do bojkotu tej kawiarni, gdyż według niego otwieranie strefy „child free zone” jest wyrazem wrogiego nastawienia do instytucji, jaką jest rodzina. Co więcej – zdaniem polityków – rodziny z dziećmi powinno się promować, więc głównie ich potrzeby powinny być zaspakajane.
Christine Wick i Klaus Schulte – właściciele Cafe Niesen są rodzicami, więc nie rozumieją zarzutów o rzekomej dyskryminacji rodzin z dziećmi. Wręcz odwrotnie! Uważają, że takie strefy są potrzebne, bo sami często mają ochotę odpocząć od swoich dzieci i nie widzą w tym nic nienormalnego.
Restauracje przyjazne rodzinom z dziećmi są bardzo potrzebne i takich miejsc z pewnością powinno być jak najwięcej. Nie należy jednak zapominać o tym, że nawet rodzice czują czasem potrzebę spędzić czas w przestrzeni wolnej od dzieci. Wychowywanie dzieci jest ciężką pracą, więc należy im się chwila relaksu. To samo tyczy się osób i rodzin bezdzietnych. Nie każdy może mieć dzieci i nie każdy mieć je powinien, co nie oznacza, że potrzeby takich osób są mniej ważne.
Miejmy nadzieję, że z czasem i w Polsce zwiększy się tolerancja, oraz świadomość potrzeb wszystkich grup społecznych.
A co Wy o tym myślicie? Czy strefy “child free” są potrzebne?
Agnieszka Śliwińska/www.posbistro.com
Tak do końca to nie wiem jak do tego podejść. Dziecko – człowiek. To jakim prawem można zakazać wstępu człowiekowi do lokalu. Jakby to dotyczyło koloru skóry, wyznania, upodobań i chciano taki zakaz wprowadzić to od razu pojawiły by się mocne głosy sprzeciwu że ktoś jest nietolerancyjny. Prowadzisz działalność ze wszystkimi tego konsekwencjami!
Każde ChildFreeZone będzie łamało prawo. Dziecko jest człowiekiem i ma takie same prawa jak dorosły. Nie wpuszczenie dziecka gdziekolwiek tylko dlatego że jest dzieckiem będzie łamało jego prawa. Zajmijcie się lepiej rodzicami którzy nie potrafią lub nie chcą nauczyć dziecka gdzie można, a gdzie nie można zachowywać się głośno. Poza tym nie widzę problemu, żeby obsługa mogła wyprosić głośno zachowujące się dzieci. Nie potrafi się zachować, przeszkadza klientom to won.
@up
no czlowiek, ale taki ktory nie potrafi sie zachowac jak nalezy – nie zawsze,
jednak, czemu inni musza sluchac np. placzu etc. skoro przyszli spokojnie zjesc, albo na randke ; )
jestem za, pomijajac oczywiste fakty ze w tym kraju wlasciciel lokalu powinienem miec prawo „segregacji” klientow,
wezmy na przyklad kluby, gdzie mozna sie spotkac ową segregacja, czemu jakiś koks ktory ledwo zna alfabet ma prawo do tego zeby kogos nie wpuscic, a wlasciciel SWOJEGO interesu juz nie, parodia.
@luq84 wszystko fajnie, tylko w takim razie stosujmy rzeczywiście równe zasady dla wszystkich… Rozwrzeszczanego i rozrabiającego klienta, przeszkadzającego innym gościom, natychmiast się z restauracji wyrzuca. A jakby tak podejść do rodziców analogicznie zachowującego się dziecka i wyprosić z lokalu to co? Byłoby wielkie oburzenie, że dziecko to tylko dziecko… Podwójne standardy? Dlaczego jako klient mam znosić wrzeszczące, czy beczące dzieciaki, których rodzice nie potrafią lub nie chcą przywołać do porządku?
@Niech nie łamie niczyich praw, dokładnie tak jak napisał @kuba, kluby też prowadzą selekcję klientów i nie mają obowiązku wpuszczać wszystkich. Jak twierdzisz, że nie wpuszczenie kogoś jest łamaniem jego praw, to co z prawami właściciela lokalu, który nie ma prawa decydować kogo do siebie wpuścić, a kogo nie? Kto w ogóle powiedział, że niezbywalnym prawem każdego człowieka jest możliwość włażenia gdzie się chce? To może do domu też niech ci wszyscy wchodzą bez pozwolenia?
Nie rozumiem ludzi ktorzy pisza ze rodzice maja nauczyc dziecko jak sie zachwac w danym miejscu.To nie jest robot,ktory mozna ustawic na oczekiwany program,tylko maly czlowiek ktory uczy sie dopiero pewnych zachowan. Zgadzam sie na pomysl ze mozna wydzielic dany obszar restauracji i wszyscy beda zadowoleni. Nie jest to moim zdaniem lamanie praw czlowieka,bo przeciez nasze dzieci nie beda jesc na ulicy.ludzie pomyslcie troche.Sama jestem matka i rozumiem ludzi ktorzy chca zjesc w spokoju. Prosze tylko nie posac,ze mamy swoje dzieci nauczyc w domu jak zachowac sie w restauracji,bo tu chyba jest brak logiki.
Nie ma opcji, żeby to w tym chorym kraju przeszło. Zaraz będzie miliard polityków, którzy doszukają się nietolerancji, a takiego restauratora publicznie ukrzyżują w mediach. W krajach „tolerancyjnych” wszyscy zgadzają się na ustępstwa, a nie na zakazy. Jaka była burza jak wprowadzono zakaz palenia? Nie mniej jednak uważam, że słuszny i wydzielone strefy powinny być, ale problem był identyczny. Segregacja palących i nie palących, bla bla bla.
Właściciel firmy powinien móc robić co chce ze swoim biznesem. Jak ma ochotę wprowadzić child free zone, niech wprowadza. Jak nie chce przyjąć Roma, bo mu się nie podoba, niech nie przyjmuje. W dupie mam tolerancję, jak mojego zdania i wolnej woli nikt nie szanuje.
Oczywiście, że takie strefy są potrzebne. Są ludzie, którzy dzieci nie lubią albo zwyczajnie chcą odpocząć i nie życzą sobie wrzasków – niestety dzisiaj rodzice wychowują dzieci w przekonaniu, że wszystko wolno. Mi przeszkadzają dzieci biegające między stolikami, głośno płaczące, bo rodzic nie chce kupić deseru albo matki karmiące w restauracji piersią (obrzydza mnie to i mam prawo tak to odczuwać). Dlaczego stworzenie stref lub nawet całych lokali child free jest tak oburzające dla rodziców to nie wiem, ja się nie pcham do stref dla dzieci lub stref stricte rodzinnych i uważam, że ci, którzy towarzystwa dzieci sobie nie życzą powinni mieć do tego prawo, a nie być traktowani jak ludzie gorszej kategorii, bo póki co tak to wygląda (spróbuj zwrócić uwagę rodzicom na złe zachowanie dziecka, zjedzą żywcem!). To, czy lokal zbankrutuje czy wręcz przeciwnie, spotka się z wielkim zainteresowaniem to kwestia miejsca i ludzi. W każdym razie do takiego lokalu chodziłabym z mężem co najmniej raz w tygodniu, bo bardzo często jadamy na mieście czy odwiedzamy kawiarnie i różne kwiatki zdarzało nam się widzieć, a w takim miejscu przynajmniej od tego, co mi najbardziej przeszkadza byłabym dosłownie wolna.
Genialny pomysł. Jak tylko powstanie w Warszawie lokal bez bachorów to będę tam stałym klientem nawet jakbym miał na drugi koniec miasta jeździć. Strasznie widzę potrzebę powstania takich miejsc, szczególnie w Wawie okupowanej przez słoiki. Wiadomo słoik pierwsze co zrobi po zainstalowaniu się w mieście to się rozmnoży. Naprawdę mam dość sobotnich obiatków w towarzystwie rozwrzeszczanych wiejskich bachorów, których rodzice uważają je za wyjątkowe i nie reagują na darcie się i latanie po knajpie z okrzykami wojennymi.Koszmar. Generalnie restauracje nie są miejscami dla bachorów, chodzenie z nimi po knajpach jest po prostu nie kulturalne. Chcesz się rozmnażać to Twoja prywatna sprawa i nie uszczęśliwiaj swoim szczęściem innych.
Generalnie w cywilizowanych krajach to już dawno są takie miejsca i super. Byłem rok temu na Litwie na basenie gdzie część jest z bachorami a część dla dorosłych. Niestety u nas w kraju cebulom i smalcem płynącym coś takiego się nie przyjmie. Bo zaraz jeden kmiot z drugim się zapulta że jak to on nie wejdzie ze swoim potomkiem i zrobi awanturę i akcję na facebooku o bojkocie restauracji. Poza tym zaraz nasze rządzące nami prymitywy nie dopuszczą do takiego czegoś, bo rodzina najważniejsza i trzeba ją wspierać. Zgodzę się z przedmówcą że masz dziecko to się ciesz ale nie zmuszaj do tego innych
Ciągle ten mityczny „Zachód”, gdzie niebo bardziej błękitne, a trawa zieleńsza. W mojej rzeczywistości żadnych takich napisów tam nie widziałem, zresztą biorąc pod uwagę stosunek do dzieci we Włoszech, Hiszpanii czy Grecji, prowadzenie tam takiego lokalu równe by było bankructwu.
Ja tam nie mam dzieci i chętnie wybierałabym restauracje albo sale w restauracjach strefy wolnej od dzieci. Ale nie mogę, i zawsze idąc na randkę czy spotkanie ryzykuję rozwrzeszczane gromady. Nie przesadzajmy z tym, że to nietolerancja, bo to nieprawda. Te dzieci za 20 lat też będą chciały iść do cichej kawiarenki…
Sprawa jest prosta: wprowadzić opłatę 10% dochodu i masz prawo zrobić Child free zone w swojej restauracji. Było by to zgodne z polityką prorodzinną.
Z jednej strony rodzice chcą pokazać dzieciom na czym tak naprawdę polega restauracja to jest niby ok ale czy nie można robić tego później gdy dziecko się większe ma więcej jak 6 lat i nie zatruwa życia swoimi krzykami innym gościom restauracji?
Jesli dzieci przeszkadzaja to swiadczy o tym,ze rodzice ich zwyczajnie nie pilnuja. A to juz jest nagminne, bieganie dzieciakow po sklepach, miejscach publicznych i wlasnie w restauracjach. Ja nie czulam sie dobrze, jak mi przyszly jakies 5-latki i zagladaly w talerz, a mamuska pograzona w ploteczkach z kolezanka. Jest tez kwestia kobiet karmiacych – mam na mysli tych ktore uwazaja sie za swiete krowy i nie usiada gdzies z boku, tylko wrecz epatuja golym cycem i przyssanym noworodkiem. Mialam tez nieprzyjemnosc siedziec w kawiarni tuz obok karmiacej mamuski. Przysloniecie dziecka,czy doslownie lekka zmiana pozycji na krzesle, to nie jest wielkie wyrzeczenie ze strony takiej mamuski – niech pomysli jak bardzo nieprzyjemny jest taki widok np dla 10-latkow,czy nastolatkow obu plci, doslownie na krawedzi traumy.
Jestem za!
Jestem 30-letnią kobietą i nie mam dzieci. Nie mam nic przeciwko dzieciom, w końcu to ludzie – tak jak każdy kto według prawa jest dorosłym obywatelem. Natomiast uważam, że skoro są lokale czy restauracje w Polsce gdzie są specjalne strefy dla dzieci, to równie dobrze mogłyby być restauracje tylko dla dorosłych. Czemu? Bo czasem człowiek chce pójść na romantyczną kolację z mężem, bo chce odpocząć po stresującym dniu w pracy i nic z tego nie wychodzi, bo się dzieciaki bawią, krzyczą, płaczą… Mam wiele koleżanek z dziećmi, które specjalnie, od święta, podrzucają dzieci babciom, by wyskoczyć gdzieś z mężem od czasu do czasu tylko we dwoje. Gdy trafiają do miejsca gdzie wpada się z deszczu pod rynnę, to nie jest to przyjemne. Ograniczenia wiekowe są w różnych dziedzinach życia: w kinie, w wesołych miasteczkach, na zabawkach, w grach (komputerowych i planszowych), na placach zabaw (ba! tam obowiązuje zakaz czasem w drugą stronę „wstęp tylko dla dzieci do 10 r.ż.”), na stronach internetowych, w sklepach z akcesoriami dla dorosłych itd. Można by wymieniać i wymieniać. Tak. Zdecydowanie uważam, że i w tej kwestii dorośli ludzie powinni mieć swoje miejsce na ziemi – właśnie w Polsce.
Tak samo, osobiście, nie popieram karmienia piersią „gdzie popadnie”. Naturalne jest karmienie piersią, ale czemu od razu robić to wszędzie gdzie się da. Zmiana pieluchy też jest naturalna, potrzeba fizjologiczna też, ale czy to znaczy, że pieluchy będą zmieniane na ławce w centrum handlowym, a kobiety zaczną ściągnąć majtki w parku i robić publicznie siusiu? Wystarczy odsunąć się w bardziej skryte miejsce lub zasłonić dziecko chustą bądź pieluchą tetrową. Co to za moda; wywalanie piersi gdzie się da do karmienia, natomiast za opalanie się topless można dostać na plaży mandat. Hipokryzja. Moja mama też karmiła mnie piersią, ale miała na tyle wstydu, by nie robić tego publicznie i sama nie może zrozumieć tej bezwstydności kobiet. Ja rozumiem, że świat się zmienia i gna do przodu, ale widok nagiej piersi matki karmiącej jest bardzo wstydliwą rzeczą, choćby dla innych dzieci i niejednokrotnie widzę zawstydzonych bądź zażenowanych chłopców wieku 6-10 lat na ten widok, bo nie są przyzwyczajeni do nagości. To moje zdanie. Pewne rzeczy wymagają wypośrodkowania; ja nie siedzę w miejscach publicznych z biustem na wierzchu i oczekuję tego samego od drugiej kobiety.
ja jestem jak najbardziej za utworzeniem tego typu stref. mówi się o nietolerancji wobec dzieci, ale co z poszanowaniem praw innych ludzi do wypoczynku? bardzo mi przykro, ale rozwrzeszczany i zasmarkany dzieciak potrafi skutecznie odebrać apetyt albo popsuć randkę. idąc do restauracji nie mam chęci wysłuchiwać płaczu czyjegoś dziecka. pomysł jest rozsądny i dobry. a całe to święte oburzenie bierze się z zakorzenionego w naszym kraju etosu matki polki. przykro mi, ale niektórym paniom w głowach się poprzewracało. czczą te swoje dzieciaki, traktują ich kaprysy jak rozkazy, a jeżeli ktoś im zwróci uwagę reagują agresją, bo są nietykalne. oburza mnie również ich brak kultury jak wspomniane już karmienie piersią – WSZĘDZIE np. na ławce w centrum handlowym, przy stoliku w knajpie… dobrze, że chociaż nie robią tego w kościele. jeszcze…. poważnie, nie jest to miły widok. raczej obrzydliwy. dokładnie to samo dotyczy przewijania dzieciaków gdzie popadnie – byłam świadkiem, przewijania na stole w restauracji! zostawiłam obiad i wyszłam. mamusie zakochane w swych pociechach powinny wziąć pod uwagę fakt, że nie każda z otaczających je osób musi być zachwycona znoszeniem awantur małych terrorystów. oczywiście trochę generalizuje, podaję skrajne przykłady, przecież nie brakuje też rozsądnych rodziców. jednak takie strefy powinny być tworzone. mamusie i tatusiowie z dziećmi mogą wybrać inny lokal i tyle. nie dorabiajmy do tego wielkiej ideologii o przekreślaniu polityki prorodzinnej, braku tolerancji itd.
Marek – tylko dzieci „słoików” są rozwrzeszczane i niekulturalne? a bachory rodowitych warszawiaków to przykład kultury i świetnego wychowania? proszę Cię…
Co w tym niezgodnego z prawem? A jak dzieciak nie może wejść do klubu gogo to też jest dyskryminacja? Jest wiele metod na dyskretną selekcję gości. Jak ktoś serwuje w restauracji dania po 50 zł to czy nazwiemy to dyskryminacją biednych?
Jasne, że rodzice teraz podnoszą wielkie larum, ale prawda jest taka, że gdyby bardziej kontrolowali zachowanie swoich pociech, to nikt by ich nie miał dość. Tymczasem rodzice uważają, że ich dziecko ma prawo zachowywać się jak chce, a nikt nie może im nawet zwrócić uwagi. No i doczekali się reakcji.
Gdyby nazwali to 'strefą ciszy’ albo 'strefą spokoju’, to nie byłoby problemu.Nikt nie lubi źle wychowanych bachorów dominujących lokal. To słownictwo narzuciło interpretację wyłączania części społeczeństwa z dostępu do usług i to drażni. Bo co np. jeśli moje dziecko jest niemową? 🙂
Wszystkie zarzuty polityków i innych ucichłyby, gdyby restauracja nie wprowadzała ograniczenia „bez dzieci, proszę”, a po prostu oznaczyła drzwi „wstęp od 16 (albo 13) roku życia”. Niestety, czasem trzeba zachować poprawność polityczną…